Jednak chyba nie lubię Zimy. Mam już dość tego ubierania się, palenia w piecu, zmiennej aury, wsiadania do zimnego samochodu i ... chcę już Wiosny ! Ptaki rano śpiewają - co trochę mnie dziwi, ale może zwiastuje wcześniejsze Jej nadejście? Póki co dziś jeszcze zimowy wpis obiadowy:-)
Do dzisiejszego posta wkradł się chochlik, a raczej moje zimowe roztargnienie:-(
Poniższe zdjęcie to są policzki wołowe !
Barani udziec podawany był u mnie z knedliczkami:-) Za zamieszanie przepraszam, oba mięsa będą świetnie smakowały zarówno z kluseczkami jak i knedliczkami, a glazurowana marchewka jak znalazł:-)
Przepis: / porcja na 5- 6 osób /
- odkoszczony udziec barani /1.5 kg /
- marynata : na 1 litr wody - 2 łyżki soli, ziele, liść, jałowiec, czosnek, 2 łyżki octu
Mięso myjemy, wkładamy do marynaty na noc; dusimy pod przykryciem / podlewając wodą z czerwonym winem / około 1,5 godziny w 190 -200 stopniach ; kiedy mięso jest miękkie, zdejmujemy przykrywkę i pozwalamy mu się przypiec;
Przygotowujemy sos:
- do powstałego z pieczenia wywaru dodajemy wody, przyprawiamy do smaku i lekko zagęszczamy mąką
- obraną i pokrojoną w talarki marchewkę gotujemy na średnio- twardo, karmelizujemy na patelni cukier / 2 łyżki / , dodajemy ostrożnie trochę wody i mieszamy w nim marchewkę;
Kluseczki kładzione:
- szklanka mleka
- dwie szklanki mąki
- 1/2 łyżeczki soli ,pieprz
- dwa jajka
Część ciasta kluseczkowego wykładamy na deskę do krojenia i energicznie nożem zsuwamy na osolony wrzątek; po chwili delikatnie mieszamy i powtarzamy czynność; kluski odcedzamy i podajemy z mięsem, sosem i marchewką:-)
W sam raz na chłodne, jeszcze zimowe dni !
Prezentuję tu fotkę ( prawdziwego już )udźca :
Policzki wołowe wolno gotowane:
Prezentuję tu fotkę ( prawdziwego już )udźca :
Policzki wołowe wolno gotowane:
- porcja policzków kupiona w Lidlu ( w opakowaniu) - podgrzana 5 minut jak podano w przepisie; sos z tej porcji rozcieńczyłam i doprawiłam ( czerwonym winem, pieprzem) oraz trochę zagęściłam
- knedliczki przepis TUTAJ oraz TUTAJ
PS. Nawet niedzielny spacer mnie nie pocieszył : wilgotno i pochmurnie:-(
Jak ładnie ten obiad jest podany. Marchewki tak nie podaję, właściwie w wersji gotowanej rzadko ją jemy. Mnie też doskwiera ta wilgoć. Niefajnie jest na dworze.
OdpowiedzUsuńByle do wiosny:)
OdpowiedzUsuńPogody ducha życzę:)
Ale pyszności,nigdy nie jadłam baraniny:)za to ostatnio spróbowałam sarniny :))Ja marchewkę glazuruję w miodzie z odrobiną tymianku:)
OdpowiedzUsuńZimo idź już sobie precz! ja nie mam wątpliwości, że nie znoszę zimy :) Ale ma ona jedną zaletę - można jeść takie właśnie dania bez cienia wyrzutów sumienia, teraz jest ich pora :)
OdpowiedzUsuńAniu, na pocieszenie mogę Ci powiedzieć, że według teorii pięciu przemian, wiosna już za 19 dni. ;)
OdpowiedzUsuńGłowa do góry! Pozdrowienia. :)
Bardzo wszystkim dziękuję za słowa otuchy...😊 Marudzenia nie lubię, ale takiej aury jak obecnie jeszcze bardziej😕
UsuńBardzo wszystkim dziękuję za słowa otuchy...😊 Marudzenia nie lubię, ale takiej aury jak obecnie jeszcze bardziej😕
UsuńDużo gotuję, ale baraniny jeszcze nie przyrządzałam. Wygląda bardzo apetycznie. Ja z całą pewnością zimy nie lubię. Byle do wiosny!
OdpowiedzUsuńPodziwiam Twój talent kulinarny!
OdpowiedzUsuńI mnie dopadła taka mała chandra :(
Zatem - byle do wiosny...
Pozdrawiam cieplutko :)