Usiadłam z lampką wina w swoim ogrodowym zakątku, z oddali słychać śpiew ptaków, moje oczy cieszy widok zakwitłych magnolii i ciągle pięknych pierwiosnków. A do tego wiatr niesie słodki zapach kwitnących za płotem mirabelek. Tylko zawołać: " trwaj chwilo"!. A ona / ta chwila / nic sobie z tego nie robi i mija po prostu....Jakoś mi smutno, niby wszystko jest OK, słońce świeci, w domu pachnie piekący się chleb, Córcia zjechała na weekend z przysposobionym kociakiem / cudny jest i żałuję, że mam alergię na koty /, a mnie po głowie tłucze się myśl, że wszystko to kruche takie jakieś, mało trwałe... Nachodzą mnie wspomnienia odejścia rodziców męża, szczególnie mamy... Nie ma dnia, żebym o Niej nie myślała, teraz wiosną jeszcze częściej, gdy wynoszę do ogrodu Jej bujany fotel. Staram się siadać na nim co dzień, chociaż na krótką chwilę, moment... Tyle wokół pięknej, budzącej się w szalonym tempie do życia przyrody, a ja wciąż o tym co nieuchronnie musi nadejść. Ale może jeszcze nie dziś, nie teraz?
Patrzę na moje moje bzy, które zawiązały już kwiaty, na uparty bluszcz owijający coraz starszy dąb, na biegające zdawałoby się bez sensu mrówki i zaczynam mieć nadzieję... Jeśli istnieje taki cud, jakim jest coroczna odnawialność w naturze, musi też istnieć siła, która sprawia, że nasz, ludzki byt również nie tylko zostawia ślad, ale jakoś wraca....
Tak mnie dziś jakoś na filozofię naszło...
Pozdrawiam wszystkich zaglądających ciepło :-)
Bardzo cieszę się ze wszystkich komentarzy :-)
Udanej majówki życzę, oczywiście !