środa, 30 kwietnia 2014

U Małgosi i Roberta sałatka z przepiórczymi jajami oraz trochę wiosny :-)

Wiosna na całego, ptaki szaleją, zieleń zachwyca wszystkimi odcieniami, słońce cieszy o każdej porze dnia. Jest pięknie. OGRÓD pochłania prawie cały mój czas... prawie, bo wstajemy z połówką o godzinę wcześniej i albo udajemy się na marszrutę, albo jedziemy na godzinną wycieczkę rowerową. Bardzo lubię ten poranny czas, tylko nasz wspólny. Zanim zaprezentuję parę zdjęć z wycieczek oraz wiosny w ogrodzie opowiem o sałatce z przepiórczymi jajami u Małgosi i Roberta.

Po Świętach zostały im przepiórcze jaja. Miałam wymyślić co z nimi zrobić :-)
Zrobiłam więc prostą, ale pyszną i elegancką sałatkę:

  • mix sałat z roszpunką
  • rzodkiewka w półplastry
  • szczypiorek
  • pomidor malinowy bez skóry
  • szynka szwarcwaldzka
  • kilka przepiórczych jajek na twardo / połówki/
  • 1/2 czerwonej cebulki w piórka
sól, pieprz i podany osobno sos: majonez z keczupem;
Bardzo nam wszystkim smakowała.
A teraz trochę wiosny:




I nasze wyprawy:




A dzisiaj w ostatni dzień maja Małgosia z Robertem przyjechali do mojego ogrodu!
Dlaczego to tak wielkie wydarzenie opowiem w następnym wpisie.
Pięknego majowego weekendu wszystkim życzę !

wtorek, 22 kwietnia 2014

Święta, święta i po świętach !

Podobnie jak co roku: mnóstwo przygotowań, zamieszania, pracy, a ... minęły za szybko ! Schemat zarówno przygotowań jak i spędzania Świąt Wielkiej Nocy jest w naszym domu podobny. W Wielki Czwartek lub Piątek robimy mazurki, w Sobotę jedziemy ze święconką do Kazimierza, gdzie spotykamy się z przyjaciółmi. Niedziela Wielkanocna była w tym roku mniej tradycyjna niż zwykle: nie w domu, ale przy ognisku :-)


Nie będę powtarzać przepisów można je znaleść w ubiegłorocznym wpisie:
TUTAJ

 Święcenie pokarmów w Kazimierzu

Grób i adoracja Najświętszego Sakramentu u św. ANNY

 Nasze  koszyczki :-)

Było nas w tym roku 37 osób !


Deszcz nie mógł przeszkodzić w świętowaniu na działce

  Niedziela :Siostra miesza w kotle z barszczem :-)

Kolejka jak za komuny :-)

Tańców nie mogło zabraknąć:-)


 I choć pogoda znowu spłatała psikusa, nam to nie przeszkadzało...

W poniedziałek spotkaliśmy się u cioci Reni  / od strony męża/, gdzie było równie miło i smacznie :-) tyle, że w mniejszym gronie. Wiosna rozgościła się na dobre, od wczoraj u nas piękna, słoneczna pogoda.

Pozdrawiam wszystkich czytelników, bardzo, bardzo ciepło, choć już poświątecznie... 

środa, 16 kwietnia 2014

Kwietniowa piekarnia : pomidorowy, jasny chleb orkiszowy z czarnym sezamem

 Zaproszenie do kwietniowej piekarni jak zawsze otrzymałyśmy od Amber. Tym  razem przepis wybrała Dorota, a jego autorką jest Dana z Leśnego zakątka
 Wiem, że piekło nas jak zwykle wiele, ile okaże się pewnie jutro:-)
 Ja piekłam w ostatniej po prostu chwili, ponieważ w sobotę były 40 urodziny  mojej siostry i miałam pełne ręce roboty :-)
 Nad chlebem pracowało mi się bardzo dobrze, mimo to jednak nie wygląda  tak  jak  u Dany...
 Dałam za mało pomidorów / jakoś się bałam kwaśnego smaku/ i nie miałam  niestety czarnego sezamu.  Zapomniałam też o nacięciu chleba i pięknie mi  popękał ! Cieszę sie jednak bardzo z tego, że w ogóle udało mi się go stworzyć.
 Pachnie przepięknie, ma bardzo fajnie chrupiącą skórkę, bardzo podoba mi się  jego  kolor. Nie jestem natomiast pewna, czy nie powinien piec się nieco dłużej.
 W momencie, gdy piszę te słowa chleb jeszcze dobrze nie ostygł. Zaczekam więc  z oceną jeszcze trochę :-)





Zaczyn :

  • 55g aktywnego zakwasu z mąki żytniej razowej,
  • 200g mąki orkiszowej białej, typ 630 lub 700,
  • 200g wody,
  • 1 jabłko, starte na tarce jarzynowej.
Wszystkie składniki mieszamy w misce, przykrywamy folią i pozostawiamy na minimum 12 godzin.
 Ciasto właściwe
  • Cały zaczyn, około 500g,
  • 400g zmiksowanych, krojonych, pomidorów z puszki,
  • 350g mąki orkiszowej białej, typ 630 lub 700,
  • 300g mąki pszennej chlebowej, typ 750,
  • 1 łyżka miodu,
  • sezam czarny, w/g uznania,
  • sól morska, około 15g,
  • dodatkowo, mąka do podsypywania, w trakcie przekładania i formowania ciasta
  1. Do zaczynu dodajemy zmiksowane pomidory, sól, miód, sezam.
  2. Następnie stopniowo, zmieszane i przesiane mąki, orkiszową i pszenną chlebową.
  3.  Wyrabiamy ciasto ręcznie, od połączenia składników, co najmniej 10 minut, mikserem, o połowę krócej.
  4. Pozostawiamy ciasto przykryte, na około 3 godziny.
  5. W czasie tych 3 godzin:
    • Po godzinie, wyjmujemy ciasto z miski na omączony blat, rozklepujemy, składamy i ponownie wkładamy do miski. Na zdjęciach widać sposób składania.
    • Po następnej godzinie, postępujemy identycznie.
    • W trzeciej godzinie formujemy ciasto w okrągły w tym przypadku podłużny bochenek. / patrz: zdjęcie zbiorcze-formowanie podłużnego bochenka /.
    • Uformowane ciasto wkładamy do koszyczka, łączeniem do góry. Pozostawiamy delikatnie przykryte, do ostatecznego wyrośnięcia.
    • Pieczemy w początkowej temp.250st, przez 15 minut, rzucając na blachę 2-3 kostki lodu, następnie w opadającej, około 30 minut. Ciasto przed włożeniem do piekarnika, nacinamy ostrym narzędziem, np. żyletką
Przepis cytuję za Daną;



czwartek, 10 kwietnia 2014

Placek z brzoskwiniami u Małgosi i Roberta


W zeszły czwartek u Małgosi i Roberta same dobre rzeczy jedliśmy :-)
Na życzenie  wyżej wymienionych kupiłam wołowinę na wymarzonego tatara, a oprócz tego przyniosłyśmy z Córcią wspólnie przygotowane ciasto z brzoskwiniami. Placek jest mozna powiedzieć w wersji light, bo odchudziłyśmy krem:-) Zamiast typowego karpatkowego zrobiłyśmy sam budyń śmietankowy.



Przepis:
Biszkopt: 6 jajek , 3/4 szkl. cukru, czubata szklanka mąki , łyżeczka proszku do pieczenia; białka ubijamy na sztywno, dodajemy cukier, potem żółtka, proszek oraz mąkę; piekłam w prostokątnej formie 38 x 27 cm około 15 minut;
Budyń śmietankowy / duży / ugotowany w dwóch szklankach mleka i jednej szklance soku z brzoskwiń;
Dwie puszki brzoskwiń;
Biszkopt nasączamy sokiem z brzoskwiń, smarujemy budyniem, układamy ćwiartki brzoskwiń; 
Jemy ze smakiem !

Powiem szczerze, że tatarowa uczta przebiła ciasto ! Przy okazji konsumpcji :-) nie brakowało kulinarnych opowieśći :-)



Pozdrowienia !

niedziela, 6 kwietnia 2014

Smoothie morelowo - cynamonowe : Kwietniwe Wyzwanie Blogerek i Blogerów

Dzięki Monice z Bon Appetit mogłam dołączyć do kwietniwoego Wyzwania Blogerek i Blogerów. Tym razem przygotowaliśmy smoothi owocowe.
U mnie jak zwykle nie mogło obyć się bez falstaru, a to dlatego, że nie ma mnie FB:-( Dzisiaj natomiast spóźniam się mocno z wpisem, mam nadzieję, że zostanie mi wybaczone:-)
Moje smoothie przygotowałam z moreli, któe zamknęłam w słoikach późnym latem.
Muszę przyznać, że długo dopracowywałam smak i jednak najlepiej smakuje mi jednak z dodatkiem jogurtu :-(  Tu przepis na smoothie prawdziwe:



  •  1/2 litrowy słoik moreli w zalewie
  • pokruszony lód / niewielka ilość /
  • brązowy cukier do smaku
  • szczypta cynamonu
Morele blendujemy, dodajemy pokruszony lód jeszcze raz blendujemy i dolewamy część zalewy; doprawiamy do smaku cukrem oraz cynamonem;


ORGANIZATORKI :

PAULINA

MARTA

ZAPROSZONE BLOGERKI I BLOGERZY :

KASIA

MAGDA

GOSIA

IWONA

EWA

JUSTYNA

MARZENA

BEATA

PATRYK I ADA

JUSTYNA

AGATA

DANUSIA 

MAGDA 
ALINA 


piątek, 4 kwietnia 2014

Subiektywne wyniki rocznicowej rozdawajki :-)

Jako autorka własnego bloga mogę sobie pozwolić na fanaberię :-), a właściwie mam luksus wyboru... Czyli, że: z opowiadań kulinarnych wybrałam dwa, które najbardziej mi się podobały !
I tak jedną nagrodęb / zestaw drugi / otrzyma Gwiazda za opowieść o niestarzejącej się kiełbasie :-), a drugą Ela / zestaw pierwszy / za prześmieszną historię o obiedzie dla dziadków !
Oto opowieść Gwiazdy:

Droga Aniu, wierni Czytelnicy bloga.
Ślę moją opowieść o potrawie, która była, jest i będzie ważna dla wielu osób. Jej prostota a zarazem niezapomniany smak, sprawia że ludzi są dla siebie lepsi, częściej się uśmiechają, a gdy się uśmiechają to wiadomo że i świat jest pogodniejszy. Jestem przekonany, że potrawa ta, gdyby była podawana w obecnej sytuacji na Krymie i Kremlu, nie byłoby tego całego zamieszania militarnego i napinania wojskowych muskułów. W moim życiu pojawiła się już dawno, jako młode dziecię miałem okazję ją wielokrotnie spożywać ale opowieść, którą tu chce przytoczyć jest z mojego najbardziej zwariowanego okresu w życiu, a mianowicie z okresu studenckiego. Miało to miejsce między 1995 a 2000 rokiem, przynajmniej tak wynika z mojego indeksu, w którym w tych latach widnieją wpisy z zaliczeń i egzaminów. Słowo pisane wraz z datami jest tu wykładnikiem, choć sam głowy bym sobie uciąć nie dał, w tej głowie było za dużo elementu baśniowego, a umysł był skierowany na ważniejsze rzeczy niż kariera naukowa. Pomiędzy tymi datami jak wiecie, miały miejsce imprezy hucznie zwane sylwestrami. To są te dni, w które cała ludzkość postanawia bić rekordy w spożywaniu pierwiastka radosnego, a na drugi dzień trzeba kupić środki przeciwbólowe i nowy kalendarz bo w starym coś nie trybi. Jedną z takich imprez zapamiętałem dobrze, przynajmniej do pewnego momentu. Grupka ludzi którzy postanowili spędzić ten dzień na wspólnej zabawie, miała nie lada zagwozdkę. Jaką potrawę wybrać na ten szczególny wieczór. Wiadomo gdzie Polaków trzech tam cztery opinie. I się zaczęło, jedni chcieli coś prostego, drudzy żeby koniecznie było na ciepło, inni znowu postulowali, że nie ważne jest co, ważne żeby było na szybko. „No i weź rzuć wszystko i zrób im rowerek” jak powiedział klasyk. Wtem błysk w oku, szyderczy uśmiech na twarzy i już wiedziałem co zaproponować. Klasyka nad klasyki, polską potrawę, na której wychowali się wielcy tego kraju, poeci, malarze, nobliści, powstańcy. Coś co było z nami w czasach pokoju i w czasach krwawej zawieruchy. Pewnie już wiecie że chodzi tu o niezapomnianą „Kiełbaskę z wody”. Przyznacie, że w momencie przeczytania tych prostych słów, niejednemu przypomniał się dom rodzinny, dzieciństwo i ukochana osoba wołająca „już gorąca, siadaj i jedz”. Wiem, że niektórzy ocierają łezkę płynąca po policzku i pytają w duchu siebie, czemu o niej zapomniałem. Drugie pytanie nasuwa się samo, gdzie kupić ją tak dobrą jak kiedyś? Nie będę podawał tu przepisu, ponieważ każdy ma na nią swój własny. Dodatki też są jakże bogate. Musztarda, ketchup, chrzan to tylko niektórzy towarzysze naszej bohaterki. Dodatkowo pajda chleba z masłem i raj się otwiera. Poniżej jedynie fotka z niedawnego „romansu” .

Aniu Kochana ściskam mocno i ślę całusy.
Drodzy czytelnicy tego zacnego bloga, pozdrawiam serdecznie.
Gwiazda


PS. Opowieść tę pozwolę sobie dodać do akcji: Smaki dzieciństwa
  Smaki dzieciństwa

wtorek, 1 kwietnia 2014

Piątkowe krewetki u Małgosi :-)

Dni mijają zbyt szybko jak na mój gust i jeszcze po zmianie czasu umyka mi ta przesunięta godzina... Muszę się jakoś przeorganizować :-)
Dzisiaj zaległy wpis z piątkowej wizyty u Małgosi i Roberta. Nie zrobiłyśmy niczego skomplikowanego ale dla Gosi wyjątkowego, bo pierwszy raz próbowała krewetek. Robert się nie odważył :-(



Na pierwszy raz postanowiłam zaserwować krewetki bez dodatków, tylko czosnek, sól i pieprz;
Krewetki tygrysie zalałam wrzątkiem i zostawiłam do odmrożenia, rozgrzałam na patelni masło, wcisnęłam czosnek, wrzuciłam krewetki; dusiły się równe 5 minut/ po tym czasie robią się gumowe /; doprawiłam solą i pieprzem;



Cieszę się, że Małgosi smakowały, pewnie przygotujemy jeszcze niejedno danie z owocami morza :-) A może Robert się przełamie i da się przekonać?
Na następne spotkanie jest zamówienie na tatara i ciasteczka.

Gosia pisze wiersze... Sama o sobie mówi, że nie czuje się poetką, bo : czuje, że musi pisać, przelewa myśli w rymach na papier / raczej na komputer / i nagle przestaje, bo czuje, że nie ma już nic do powiedzenia. Potem długo nic nie tworzy, potem impuls i znowu... Tak już ma. Dla mnie to mistrzostwo świata: nie znam się na poezji, ale czuję ją u  Gosi.

zdjęcie Wikipedia
Motyl

W złocisto - zielone przedpołudnie
na mym pantofelku usiadła barwna chwila.
To składała swe skrzydełka,
to powoli  znów je rozkładała.

Odpoczywała...
a może,
niezniszczalnym pragnieniem śmiertelnika,
próbowała czas zatrzymać?.....

W trosce aby jej nie spłoszyć
jakimś nagłym fałszywym ruchem,
obejmowałam ją tylko
czułym i nieco ciekawym spojrzeniem.

I chociaż nieraz wydawało mi się,
że chce mnie już opuścić,
ona długo syciła całą moją istotę
radością swej obecności.

Nagle, wzbiła się w górę,
zniknęła
i stała się barwnym wspomnieniem,
błądzącym po ścieżkach mej pamięci.

                                                Laski, 1990

Ps. Nie wiem jak i czy w ogóle  komponuje  się poezja z krewetkami ? :-)