Jako autorka własnego bloga mogę sobie pozwolić na fanaberię :-), a właściwie mam luksus wyboru... Czyli, że: z opowiadań kulinarnych wybrałam dwa, które najbardziej mi się podobały !
I tak jedną nagrodęb / zestaw drugi / otrzyma Gwiazda za opowieść o niestarzejącej się kiełbasie :-), a drugą Ela / zestaw pierwszy / za prześmieszną historię o obiedzie dla dziadków !
Oto opowieść Gwiazdy:
Droga Aniu, wierni Czytelnicy bloga.
Ślę moją opowieść o potrawie, która była, jest i będzie ważna dla wielu osób. Jej prostota a zarazem niezapomniany smak, sprawia że ludzi są dla siebie lepsi, częściej się uśmiechają, a gdy się uśmiechają to wiadomo że i świat jest pogodniejszy. Jestem przekonany, że potrawa ta, gdyby była podawana w obecnej sytuacji na Krymie i Kremlu, nie byłoby tego całego zamieszania militarnego i napinania wojskowych muskułów. W moim życiu pojawiła się już dawno, jako młode dziecię miałem okazję ją wielokrotnie spożywać ale opowieść, którą tu chce przytoczyć jest z mojego najbardziej zwariowanego okresu w życiu, a mianowicie z okresu studenckiego. Miało to miejsce między 1995 a 2000 rokiem, przynajmniej tak wynika z mojego indeksu, w którym w tych latach widnieją wpisy z zaliczeń i egzaminów. Słowo pisane wraz z datami jest tu wykładnikiem, choć sam głowy bym sobie uciąć nie dał, w tej głowie było za dużo elementu baśniowego, a umysł był skierowany na ważniejsze rzeczy niż kariera naukowa. Pomiędzy tymi datami jak wiecie, miały miejsce imprezy hucznie zwane sylwestrami. To są te dni, w które cała ludzkość postanawia bić rekordy w spożywaniu pierwiastka radosnego, a na drugi dzień trzeba kupić środki przeciwbólowe i nowy kalendarz bo w starym coś nie trybi. Jedną z takich imprez zapamiętałem dobrze, przynajmniej do pewnego momentu. Grupka ludzi którzy postanowili spędzić ten dzień na wspólnej zabawie, miała nie lada zagwozdkę. Jaką potrawę wybrać na ten szczególny wieczór. Wiadomo gdzie Polaków trzech tam cztery opinie. I się zaczęło, jedni chcieli coś prostego, drudzy żeby koniecznie było na ciepło, inni znowu postulowali, że nie ważne jest co, ważne żeby było na szybko. „No i weź rzuć wszystko i zrób im rowerek” jak powiedział klasyk. Wtem błysk w oku, szyderczy uśmiech na twarzy i już wiedziałem co zaproponować. Klasyka nad klasyki, polską potrawę, na której wychowali się wielcy tego kraju, poeci, malarze, nobliści, powstańcy. Coś co było z nami w czasach pokoju i w czasach krwawej zawieruchy. Pewnie już wiecie że chodzi tu o niezapomnianą „Kiełbaskę z wody”. Przyznacie, że w momencie przeczytania tych prostych słów, niejednemu przypomniał się dom rodzinny, dzieciństwo i ukochana osoba wołająca „już gorąca, siadaj i jedz”. Wiem, że niektórzy ocierają łezkę płynąca po policzku i pytają w duchu siebie, czemu o niej zapomniałem. Drugie pytanie nasuwa się samo, gdzie kupić ją tak dobrą jak kiedyś? Nie będę podawał tu przepisu, ponieważ każdy ma na nią swój własny. Dodatki też są jakże bogate. Musztarda, ketchup, chrzan to tylko niektórzy towarzysze naszej bohaterki. Dodatkowo pajda chleba z masłem i raj się otwiera. Poniżej jedynie fotka z niedawnego „romansu” .
Aniu Kochana ściskam mocno i ślę całusy.
Drodzy czytelnicy tego zacnego bloga, pozdrawiam serdecznie.
Gwiazda
PS. Opowieść tę pozwolę sobie dodać do akcji: Smaki dzieciństwa
O dzięki Aniu i gratulacje dla Gwiazdy. :)
OdpowiedzUsuńJuż ślę adres. :)
Elu, dopiero jutro nadam przesyłkę. Przepraszam, nie mogłam się ogarnąć :-(
UsuńAniu luzik, przyjdzie później będzie dłużej :)
UsuńGratulacje. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńSkakanko, czekałam i na Ciebie, ale jakoś nie dotarło ...
UsuńŚwietne!To ja na Kreml jeszcze putting po Krymsku:
OdpowiedzUsuń1.Zalać Krym czerwoną masą i dobrze wymieszać.
2.Podnieść temperaturę do wrzenia.
3.Dodać trochę specnazu do smaku.
4.Kroić gęstą masę dopóki nie wystygnie.
Zaczerpnięte z"Gotuj z Rosją"
Pozdrawiam:)
Jak zwykle Po komentarzu WRC wymiękam :-)
Usuń