niedziela, 25 września 2016

Jesiotr z wędzarni i widokówki z wakacji :-)

Kolejny rok wyjeżdżamy na urlop we wrześniu. Piękna pogoda, mniej ludzi, a ciągle jeszcze pełnia sezonu:-) Tym razem na postanowiliśmy zwiedzić Góry Stołowe, nigdy tam nie byliśmy. Na miejsce docelowe wybrałam Kudowę Zdrój, sądząc, że akurat  stamtąd będzie najbliżej do tras turystycznych. Okazało się, że trochę się pomyliłam...
Jednak najpierw pochwalę się dzisiejszym jesiotrem prosto z naszej wędzarni !


Jesiotra załatwiła siostra M. Do tego sama go sprawiła ! Kochana:-) Ja zamarynowałam go  w solance  ( leżał sobie w niej całą noc ). A M. wędził go elegancko trzy godziny  i podał na ciepło. Zjedliśmy naszą część aż nam się uszy trzęsły:-) Naprawdę rewelacja !


Po naszym jesiotrze nie zostało śladu, tylko wspomnienie... Podobnie jak po naszym urlopie :-) Szczęście, że jest co wspominać !
Kudowa okazała się pięknym miejscem, jednak do rezerwatu Gór Stołowych maszerować trzeba było dłuuugo...


Nie wiem zupełnie dlaczego cała Polska oblega Tatry ( niczego im nie umniejszając oczywiście ), zapominając o tak pięknych miejscach jak Stołowe ? Zeszliśmy Labirynt Błędnych Skał, Szczeliniec ( z jedynym w Polsce schroniskiem do którego nie dojeżdżają samochody) oraz czeskie Skalne Miasto. 






Nas przyroda Stołowych zachwyciła, ale też zdumiała swoim pięknem. Wiele jest tam miejsc objętych całkowitą ochroną, po których turyści nie mają prawa chodzić. Pewnie dzięki temu zachowuje się naturalność  tamtejszej flory i fauny. 




Z Kudowy Zdroju jest tylko 150 km do Pragi. Ponieważ nigdy nie widzieliśmy czeskiej stolicy, postanowiliśmy z przyjaciółmi, którzy do nas dojechali  ( zachęceni naszymi zachwytami nad okolicznościami przyrody) wykupić wycieczkę. Na pewno było warto, choć jeden dzień w tym mieście to za mało. A z drugiej strony w Pradze jest tak tłoczno, że po tym tylko jednym dniu z wielką radością wróciliśmy do willi w naszym uzdrowisku !




Na tym zdjęciu znany zwiedzającym Pragę św. Nepomucen patron turystów:-)
I jeszcze parę pocztówek z Adrszpaskich Skał, czyli czeskiego Skalnego Miasta.
Absolutnie nie oddają one wielkiego wrażenia, które robią na każdym zwiedzającym. My mieliśmy jeszcze dodatkowe szczęście, że na trasach byliśmy przeważnie sami:-)







Dodam  na koniec, że Skały Adrszpaskie otwarte są dla zwiedzających przez cały rok. Super byłoby obejrzeć to Skalne Miasto o każdej porze roku...
Nasz urlop trwał tylko tydzień, ale wart jest zapamiętania na długo.
Ach zapomniałabym jeszcze opowiedzieć o wycieczce rowerowej do Dusznik !
Wymyśliłam ją sama, a potem sama sobie plułam w brodę ! Nie żeby Duszniki nie były warte odwiedzin ... Tylko nie rowerem! 16 km, z czego ponad 13 pod górę. Dla mnie wielkie szczęście, że mogłam z wrócić ze znajomymi, krórzy akurat przyjeżdżali do Kudowy i zatrzymali się po mnie w Dusznikach:-) A dla mojego M. radość, że mógł pojechać na maksa, bo już beze mnie:-)




Serdecznie pozdrawiam wszystkich odwiedzających !

niedziela, 18 września 2016

Kolejne Święto Ziemniaka w moim ogrodzie

Wczoraj odeszło od nas lato... Pożegnaliśmy go wspólnie  w doborowym towarzystwie w nowej,  ogrodowej tawernie u przyjaciół. Z ogniskiem, tańcami i śpiewem. Wesoło zakończyłam czas urlopu :-) O naszym wyjeździe opowiem następnym razem, dzisiaj zaległy wpis z Ziemniaczanego Święta.
W piękną wrześniową sobotę gościliśmy 30 dorosłych i 9 dzieci ! W pewnym momencie przestaliśmy ogarniać temat:-) Super, że goście ogarniali się wspaniale sami ! Dzieci nie mają prawie zdjęć, bo bez chwili przerwy  biegały tu i tam:-)
Każdy gość przybył z własną potrawą w której przeważnie :-) było coś z ziemniaka.










To nie wszystkie ziemniaczane dania jakich można było spróbować:-( Były jeszcze delikatne, bardzo smaczne kopytka, placki ziemniaczane jedzone prosto z patelni i oczywiście hit : ziemniaki z ogniska ! Była kartoflanka z ogniskowego kotła, ale bez bicia przyznajemy z M., że przywożona w poprzednich latach przez siostrę i szwagra była lepsza:-) Musimy jeszcze popracować nad proporcjami:-)
Przebojem okazały się pączki z ziemniakami, które gościły na słodkim stole:



Jakby słodyczy było mało:-) Córcia z okazji drugiej rocznicy ślubu przygotowała świetny, lekki, letni tort:



A na koniec wspólne zdjęcia: prawie wszystkich :-)







I jeszcze wspólne chwile przy ognisku...
Przegladając zdjęcia zauważyłam, że zapomniałam o frytkach, które zajadały dzieci.
Na zdjęciu niesie je do stołu moja siostra :-)



Prowadząc bloga mam nie tylko możliwość zachowania  niezapomnianych chwil, ale też cofnięcia się w czasie:-) Do np. Ziemniaka z przed trzech lat. I to jest naprawdę piękne !

Prawie wszystkie zdjęcia są autorstwa CÓRCI


poniedziałek, 5 września 2016

Straciatella na zimno i ogrodowe spotkanie

O Małgosi i Robercie piszę na swoim blogu często. Np. TUTAJ,albo TUTAJ.  Staram się odwiedzać Ich raz w tygodniu, choć ostatnio zdarza się, że moje wizyty są krótsze niż bym chciała. O tym ile czerpiemy wzajemnie od siebie pisałam także wiele razy. Tłumaczyłam również dlaczego oboje odwiedzają nas rzadko...Ten rok był  dla nich szczególnie  trudny. Fizyczne dolegliwości pogłębiają się na skutek stresu, który jest następstwem życia w DPS -ie. Wszystko to sprawiło, że tego lata  odwiedzili nas tylko raz !
Na tę szczególną okazję przygotowałam sernik na zimno Straciatella. Jest prosty i znakomity na upalne dni.





Straciatella na małą tortownicę

  • 2 kostki sera trzykrotnie mielonego
  • 250 ml śmietanki 36 lub 30%
  • 250 ml jogurtu naturalnego
  • 6 łyżeczek żelatyny rozpuszczonej w małej ilości wrzątku
  • 3/4 szklanki cukru pudru
  • 1/2 czekolady mlecznej i 1/2 gorzkiej
  • 1 galaretka rozpuszczona w 1 i 1/2 szkl. wrzątku
  • maliny lub inne owoce np. borówki lub jeżyny
  • 1/2 paczki sucharów
  • 1/2 op. masła orzechowego lub nutelli 
  • 1/2 op. czekolady gorzkiej
Suchary rozgniatamy na miałko wałkiem, w rondelku na parze rozpuszczamy czekoladę, dodajemy do niej masło orzechowe; studzimy; mieszamy z sucharami;
wykładamy na spód tortownicy i ugniatamy mocno; potem wkładamy do lodówki;

Ser, śmietankę, jogurt oraz cukier ukręcamy na gładką masę; rozpuszczoną żelatynę wlewamy przez sitko do masy serowej  i ukręcamy dobrze; ścieramy czekolady na grubych oczkach i delikatnie dodajemy do masy; przelewamy do tortownicy, na wierzchu układamy maliny / można dodać również do środka / i schładzamy; rozpuszczoną, lekko ściętą galaretkę wykładamy na dobrze zastygły sernik; po ok. dwóch godzinach możemy podać;





Małgosia z Robertem dotarli do nas po 10.00; To była akurat dobra pora na kawę:-)
Sernik okazał się mega fajny w smaku; Mój M. już rozpalał ognisko, bo obiecał GROCHÓWKĘ:-) W międzyczasie udało się nam zrobić sesję zdjęciową.  Dla Roberta przyjazd do nas był wielkim wyzwaniem: jego złe samopoczucie potęgowała jazda busem. Jednak mimo wielu przeciwności spędziliśmy naprawdę miły dzień ! Dołączyli do nas moi rodzice, gościliśmy też siostrzeńca. Dzięki Jędrkowi mamy wspólne zdjęcie:-) A wspólnie z Małgosią i Robertem wspomnienia pięknego, letniego dnia...






Serdecznie pozdrawiam wszystkich zaglądających !!!