wtorek, 29 lipca 2014

Krewetki z patelni, czyli lekkie danie na odchudzanie :-)

Burze mocno dają się we znaki moim roślinom. Najbardziej cierpią kwiaty, zakwitły juz mnóstwem kolorów floksy, pięknie kwitną liliowce, ale ulewy nie pozwalaja im pokazać całej swojej krasy. Sezon na prztwory w pełni : kiszę ogórki, przerabiam wiśnie, za chwilę dojdą pomidory :-) Lato w pełni, wiadomo. Zaczęłyśmy z Córcią zdrowo się odżywiać, stąd prezentuję proste danie z krewetkami. Kto nie lubi można zastąpić łososiem, albo po prostu kurczakiem:-)

Przepis: 

  • opakowanie krewetek tygrysich
  • opakowanie krewetek koktajlowych
  • 1/2 papryki czerwonej
  • 1/2 papryki zielonej
  • 1/2 małego kabaczka
  • czosnek
  • sól
  • pieprz
  • torebka ugotowanego brązowego ryżu
Zamrożone krewetki wkładamy na dwie minuty do wrzątku, odcedzamy;
Rozgrzewamy patelnię z niewielką ilością oleju; dodajemy pokrojone w paski papryki, połówki talarków kabaczka; kiedy wszystko się podsmaży dodajemy czosnek, krewetki; przykrywamy pokrywką; dusimy na mocnym ogniu 5 minut;
Doprawiamy do smaku i dodajemy ryż; wszystko delikatnie mieszamy;
Smacznego !
Oczywiście jeszcze zapraszam na mały spacer:







Pozdrawiam !

piątek, 25 lipca 2014

Letnie kociołki z ogniska

Pogoda daje trochę w kość: wilgoć i parówa, kurczę jak w tropikach. Wokoło mojego domu woda i las, dlatego odczuwa się tę wilgotność o wiele bardziej :-(
Jednak czasem uda się między burzami rozpalić ognisko, upiec na patyku kiełbaski, a potem spokojnie / z zimnym piwem w ręku / i rozmowami ze znajomymi poczekać aż dojdzie kociołek:-) Mamy go parę lat i wykorzystujemy  praktycznie cały rok, jednak najczęściej latem. Mnie zachwycają szczególnie warzywa / zwłaszcza biała kapusta /, które przechodzą smakiem mięsiw i przypraw. Panowie oczywiście wolą, mięsko i białą kiełbasę:-)


Podstawowe składniki wciąż się powtarzają, ale przyprawy, zioła warzywa, już zależą od pory roku, jak i pomysłu po prostu. Kociołek obkładam liśćmi kapusty / dno i boki / , układam na przemian mięso / tym razem odkoszczone pałki kurczaka, bez skóry, indyk, kawałki szynki oraz indycze żołądki / obgotowane wcześniej/. Mięso marynuję dzień wcześniej. Pokrojone warzywa, tutaj: marchew, kapusta, kabaczek, kalarepka, ziemniaki, solę i posypuję papryką słodką i ostrą.  Macerują się jakąś godzinę. Kiedy kiełbaski są już zjedzone, rozgrabiamy ognisko, wkładamy kociołek obsypujemy żarem i dokładamy drzewa. Piecze się około 1 do 1,5 godziny. O jedzeniu z kociołka pisałam już nie raz, bo naprawdę przenikanie się smaków w żeliwnym garnku jest genialne i do tego bardzo proste. Polecam każdemu, kto ma możliwość rozpalenia ogniska :-)

Pochwalę się jeszcze moimi pomidorkami koktajlowymi , które rosną zamiast dojrzewać :-) i warzywami z grządki, którą uprawiam u koleżanki / na mojej leśnej glebie, jak wspominałam kiedyś z jarzyn rośnie tylko fasolka /.





Biegnę zajrzeć na zaprzyjaźnione blogi, serdeczności !

piątek, 18 lipca 2014

Sezon na jagodzianki; i tak było, tak jest:-)

Znowu będę się powtarzać, ale tak jest: po prostu nie nadążam :-) I do tego jeszcze jak   / to Polacy / ponarzekam : pogoda może wykończyć nawet zdrowego  i młodego:-) Ale ja się nie dam oczywiście i wciąż pozytywnie się nakręcam. Jak?
Odkryłam przedwczoraj, że znój zakupów / garnitur dla Młodego, buty, sukienka na poprawiny dla Młodej / może okazać się pozytywny bardzo :-) Dlaczego? Dlatego, że przy wyborze pomagały ciotki: moja siostra oraz dwie przyjaciółki . Nóżki bolały od chodzenia, kręgosłupy też, ale wesoło było bardzo ! Dzięki dziewczyny ! 
Będę się powtarzać, ale dodam jeszcze, że uwielbiam ten letni czas za szczególne spotkania: odwiedzili nas  we wtorek kuzyni męża z dziećmi, dołączyła siostra M. z rodziną i było bardzo, bardzo wesoło. Widujemy się rzadko, więc tym bardziej miło:-)
Dzisiaj oprócz jagodzianek, na które przepis zabrałam STĄD, pokażę jak odnowiłam starą rodzinną toaletkę.


 Bułki  były pyszne świeże, ale na drugi dzień jakoś nie bardzo. Zrobiły się ciężkie.
Nie wiem może za krótko rosły? A może należy zjeść je od razu? :-) Piekłyśmy je z mamą u siostry, więc jest jeszcze jedna ewentualność: gdzie kucharek sześć...
Następne będą z przepisu koleżanki Marzeny / jeśli go w końcu dostanę... /;

Do zmiany w sypialni przygotowywałam się bardzo dłuuuuugo... Meble, które w niej były, mieliśmy dokładnie 24 lata ! Najpierw odstały się na dole, potem przeszły na górę. W końcu dzięki koleżankom dostałam super szafę, od męża komodę / pisałam o tym po urodzinach/ , a juz dużo wcześniej przemalowałam starą rodzinną toaletkę. I wyszło tak:






Przemalowałam też na biało ścianę z boazerii i parapet. Przymierzam się jeszcze do sufitu / jest  drewniany / oraz drzwi. Ale nastąpi to jesienią, po weselu Córci:-)
Nasza sypialnia ma północne okno, dzięki bieli z ponurej zrobiła się fajnie romantyczna.  Zdjęcia zrobione telefonem nie oddają w pełni jej uroku :-( Marzy mi się jeszcze patchworkowa narzuta, może kiedyś uda mi się zamówić odpowiednią?

Bardzo serdecznie wszystkich pozdrawiam !



piątek, 11 lipca 2014

Lato, letnie spotkania, letnie przepisy:-) Znowu tort, babeczki i ... kociołek.

Kto nie lubi letnich dni? Wczesnych wschodów słońca, późnych zachodów? Nawet komary pasują do tego czasu... Chyba :-) Truskawki w słoikach, porzeczka też przerobiona, trochę zostało na krzakach, żeby można było na świeżo gotować kompot. Zaraz będziemy ogórki kisić, wiśnie drylować, na bieżąco zalewam owoce alkoholem na nalewki. Piszę to wszystko, żeby wytłumaczyć się przed sobą, dlaczego tak mało u mnie wpisów ostatnio i mało mnie na zaprzyjaźnionych blogach:-(
Dzisiaj pada kolejny dzień, więc nadrabiam zaległości !


Lato to nie tylko czas wytężonej pracy przetwórczej :-) To również czas spotkań, cieszenia się gośćmi. Niespodziankę miłą sprawili nam kuzyni M. z Bytowa : jadąc do Warszawy na chrzciny dołożyli 100 km i gościli u nas w sobotę. Nie mogło zabraknąć ogniska i oczywiście ukochanego kociołka :-)



W niedzielę rano po raz pierwszy zjedliśmy śniadanie na powietrzu, do tej pory było niestety ciągle za zimno. Jedni goście odjechali, czekaliśmy na urodzinowych gości Córci :-)



Tort wybrała EM, RUBINOWY TORT CZEKOLADOWY, a ja przyznam, że mnie nie zachwycił i większości gości również. Bardzo lubię gorzką czekoladę i masa jest genialna zarówno w smaku jak i konsystencji , natomiast krążki... zbyt ciężkie i jakby zakalcowate. Najbardziej pracochłonny tort jaki znam. Będę wykorzystywać samą masę, jednak do zwykłego, puszystego biszkoptu.
Czekoladowe babeczki z masą chałwową smakowały wszystkim:-)


Robiłam je kolejny raz z przepisu Dagmary BABECZKI: nie są tak piękne jak u Niej - 30 stopni rozpuszcza jednak krem :-) W przepisie zastąpiłam częśc mąki pszennej pełnoziarnistą. Oprócz tortu i babeczek były jeszcze orzeszkiTUTAJ i rurki z kremem / na nie przepis podam osobno /. 
Na koniec jeszcze zdjęcia pokazujące w jaki sposób zabezpieczałam kwiaty przed prażącym słońcem:-)





Ps. Wczoraj dla odmiany musiałam osłaniać je przed ulewnym deszczem:-(
       Serdeczności dla wszystkich tu zaglądających !

środa, 2 lipca 2014

Tort Myszka Miki i o tym ile się ostatnio wydarzyło...

Tyle się ostatnio dzieje, że nie ogarniam :-) Organizm się broni i chodzę spać zanim słońce zajdzie :-)  O wszystkim nie napiszę, bo musiałby to być bardzo, bardzo długi wpis... Chciałabym jednak, żeby na moim blogu pozostał mały ślad ważnych wydarzeń.
 Najpierw jednak tort urodzinowy, ktróry robiłam na zamowienie dla przedszkolaka. Najbardziej lubi Myszkę Miki i smaki czekoladowy oraz truskawkowy :-) Wyszedł tak:


Przepis:

  • biszkopt upiekłam tak jak zwykle TU
  • krem: 600ml śmietany 36% oraz tabliczka gorzkiej czekolady
  • masa marcepanowa TU /połowa porcji wystarczy /
  • szklanka musu truskawkowego / zmiksowane truskawy z cukrem waniliowym oraz żelatyna jak w przepisie /
  • kakao do zabarwienie marcepana, lukrowy pisak czerwony
  • poncz do nasączenia : woda, sok z cytryny, łyżeczka  cukru waniliowego
Przekrojony na 3 części biszkopt / nasączając / przełożyłam kolejno: warstwa musu, potem już tylko krem śmietanowy; dekorację zrobiłam rozwałkowując marcepan i wycinałam z przygotowanej wcześniej formy buźkę Myszki;

Dosałam info, że Jubilat był zadowolony, a tort smakował :-)

Moja Córcia skończyła w tym roku swoja przygodę ze studiami licencjackimi ! Byliśmy na uroczystym zakończeniu, studenci w togach i biretach. Przyznam, że wzruszyliśmy się oboje z M. bardzo. Mnie dodatkowo rozczuliła myśl o tym jakie to szczęście, że moi rodzice jeszcze żyją i podzielają naszą radość. I ścisk serca:
nie ma już  moje dziecko niestety drugich dziadków, którzy byliby równie dumni jak my wszyscy:-(


Córcia to blondynka w środku;

Moja M. z narzeczonym pobierają się bez mała za dwa miesiące ( ! ) i wracają  / właściwie już wrócili / do rodzinnego miasta. Będą kontunuować naukę, ale co i jak to wszystko się okaże. Teraz moja C. musi skupić się nie tylko na przygotowaniach ślubnych, ale na ostrej rehabilitacji chorego kolana. Muszę jednak pokazać zdjęcie samochodu, którym wczoraj wrócili z Lublina:-)
 Dodam, że to siedmioosobowe auto, a siedzeń było tylko trzy:-)


Przezornie przygotowałam wolny regał w garażu, miejsce w szafie i komodzie, ale... tyle tego jest: całe, małe gospodarstwo domowe... Damy radę, jeszcze tylko kilka toreb do rozpakowania...
Dzisiaj biegniemy z C. po ślubną bieliznę, w piątek odbiór butów, a w sobotę miara sukni. Młodzi muszą jeszcze wręczać zaproszenia, a narzeczony M. ma jeszcze obronę za tydzień ! Wariactwo się zaczęło :-)
Przed nami jeszcze urodziny Córci, ostatnie w domu ...

Buziaki !