niedziela, 30 grudnia 2018

Placuszki na śniadanie i krótka opowieść o przyjaźni...


Ze świątecznego stołu zostało w lodówce jeszcze trochę... szynka, pasztet , kiełbaska. Jednak szczerze mówiąc mam już mocny przesyt mięsa. Dlatego dzisiaj na niedzielne śniadanie usmażyłam proste, zdrowe placuszki owsiane :-)




Przepis ;


  • 1 maślanka
  • 2 jaja
  • 1/2 szklanki płatków owsianych
  • 2 łyżki nasion chija

Podane składniki mieszamy; czekamy ok. 15 minut żeby płatki i nasiona napęczniały  dodajemy:

  • pokrojonego drobno banana
  • cząstki dużego jabłka
Dosypujemy 2- 3 łyżki mąki razowej; smażymy na klarowanym maśle na złoty kolor; podajemy z konfiturą; u mnie pomarańczowa ;


Święta minęły jak zawsze w dobrej, rodzinnej atmosferze. Narzekać można było tylko na okropną pogodę. Całe Święta lało i wiało - koszmar. Pozostawało tylko jeść, śpiewać i grać w planszówki... 



Wczoraj miałam dzień tylko dla siebie :-) Oprócz czytania, oglądałam zdjęcia z ostatniego wyjazdu z przyjaciółkami. Spędziłyśmy przedłużony weekend w Zakopanem. Było nas tym razem tylko sześć, to mało zważywszy, że rok temu w Poznaniu było nas dziesięć... Jak zawsze był to bardzo udany wyjazd. Przede wszystkim dlatego, że mogłyśmy pobyć razem. Wspólna podróż jednym autem : brawa dla Sister drivera  ! Piątkowy wieczór po długim spacerze, spędziłyśmy w Teatrze Witkacego na koncercie piosenek międzywojennych. Jak znalazł na Andrzejki :-) Nie było spiny : każda mogła wybrać coś dla siebie. Ja z Sister pognałyśmy w sobotę nad Morskie Oko. Pogoda choć mocno mroźna to była cudownie słoneczna...





Dlatego warto było maszerować, zachwycać się widokami, cieszyć słońcem, beztroską i swoją siostrzaną obecnością. Bosko było odpocząć w pięknym, zabytkowym schronisku, wiedząc, że wiele lat temu odpoczywali tam nasi Dziadkowie... 





Super było wrócić do reszty ekipy :-) Nawet Krupówki ( których nie lubię ) z moimi Dziewczynami jakoś stały się piękniejsze !  




Nasza Renia co jakiś czas pisze nam na Święta piękne, ciepłe wzruszające listy. Czytam je wszystkie  bardzo często. Podpisuję się też pod nimi. Jej myśli są podobne do moich, do naszych :-) Nasza wieloletnia przyjaźń ( z niektórymi bardzo silna, z niektórymi trochę mniej ) jest wielkim Skarbem. Tak samo ważna jak RODZINA. Czasami trudna, ale przecież mocna.  Chociaż wszystkie się zmieniamy, bo przecież zmienia się nasze życie, to gdzieś bardzo głęboko jesteśmy wciąż takie same. Jak pięknie napisała Renia : dorastały nasze dzieci - patrzyłyśmy na to razem, wspólnie kibicujemy pociechom w ich wyborach, współczujemy sobie straty najbliższych, rozumiemy nasze gorsze nastroje, cieszymy się z małych i większych sukcesów.

 A od wczoraj ! wszystkie bardzo cieszymy się z przyjścia na świat POLI -wnusi Betty - jednej z nas ! 
Lada dzień spodziewamy się narodzin drugiego Maluszka - wnusia Reni. Mocno trzymamy kciuki :-)

Każda z nas jest inna, a przecież z czasem coraz łatwiej nam przyjmować siebie z : całym dobrodziejstwem inwentarza :-)

Dziewczyny ! Jesteśmy szczęściarami, że mamy siebie ! 
Niech tak pozostanie. Tego z serca życzę sobie na Nowy Rok :-)

Pozdrawiam wszystkich zaglądających :-) Najlepsze życzenia na 2019 Rok !

niedziela, 18 listopada 2018

Avocado na śniadanie i książki !


Wreszcie bardzo długim czasie udało mi się przejrzeć książkę z Lidla " Jeść zdrowiej".
Jest pięknie ilustrowana, ciekawie napisana , nawet przepisy wege wyglądają dla mnie mięsożercy - apetycznie. Pomysł na wprowadzanie zdrowych nawyków małymi kroczkami bardzo mi się podoba. My zdrowe śniadania jadamy od bardzo dawna, dzisiaj pokażę moją wersję propozycji z "Jeść zdrowiej ". W roli głównej AVOCADO:-)                                                                                                     
Przepis:
  • 1\2 avocado ( dojrzałego )
  • jajko
  • łyżka ugotowanej czarnej soczewicy ( została mi z sałatki )
  • sol, pieprz, sok z cytryny
  • listki świeżego tymianku ( lub innych ziół)

     W połówce avocado ( bez skóry ) powiększamy otwór po pestce; skrapiamy cytryną, solimy i doprawiamy pieprzem; do środka delikatnie rozbijamy jajko ( też dosmaczamy), posypujemy listkami tymianku i soczewicą; wkładamy do nagrzanego  piekarnika; po około 10-15 minutach, kiedy jajko się zetnie  wyjmujemy i jemy :-)                                                                                                          


Dzisiaj jeszcze parę słów o mojej miłośći do książek. Nie wyobrażam sobie życia bez nich...Są oderwaniem od szarej nieraz rzeczywistości, poprawiają mi humor, pozwalają przenieść się czasem w inny wymiar. Kiedy miewam problemy ze snem książki tzw.klimatyczne ( np." Dwa brzegi ponad tęczą" - autorstwa Ewy Pisuli- Dąbrowskiej ) pozwalają mi zasypiać. Czasem od pory roku zależy to co czytam. Zimą lubię czytać książki, któych akcja toczy się  podczas   lata albo... w ciepłych krajach.

 Od jakiegoś czasu nie kupuję książek zanim ich nie przeczytam. Wówczas decyduję, czy chcę tę książkę mieć. Mam oczywiście swoje ulubione. Z dzieciństwa:  Dzieci z Bullerbyn, potem seria o Ani. Z nią mam szczególne wspomnienia... Czytałam ją wczasach kiedy trudno było dostać proszek do prania, a książki kupowało się z pod lady. Co miesiąc ukazywała się kolejna część Ani. Jakie to były emocje ! Czytanie na przerwie, czytanie z latarką pod kołdrą , oj zdażały się domowe awanturki z powodu czytania, zdażały się... Zakupy nie zrobione,   w domu nie posprzątane....a mama wraca  z pracy... Ukochaną książką mojego dorosłego życia jest" Przeminęło z wiatrem ". Dzięki Scarlet przetrwałam wiele trudnych chwil. Jej słynne: pomyślę  o tym jutro- stało się moim credo. Drugą książką jest" Anna Karenina" - jakież przeciwieństwo Scarlet ! Do dzisiaj czytam Musierowiczową - rodzina Borejków jest też moją :-) Dzielę tę miłość z siostrą mojego  M. Aktualnie jedną z wielu ulubionych są listy  Osieckiej i Przybory " Listy na wyczerpanym papierze"oraz "Nic zwyczajnego " Rusinka o Szymborskiej.

Kończąc książkowy temat powiem jeszcze o książce trudnej, która zrobiła na mnie duże wrażenie, szczególnie dlatego, że opowiada o moim mieście i o najgorszych czasach jakie zdażyły się do tej pory w Europie. "Dom którego nie było. Powroty ocalałych do powojennego miasta"    Łukasza Krzyżanowskiego. Nie wiem, czy kiedyś jeszcze do niej wrócę. Jednak nigdy nie zapomnę.          
                                                        Na koniec jeszcze dwa słowa o książkach których czytać nie lubię. Pierwsze to tzw. "HARLEKINY", na głupią fabułę i płytkie uczucia szkoda tracić czas - moim zdaniem. Druga grupa to książki o przemocy - budzą we mnie negatywne emocje. Nie uważam, że są złe. Wprost przeciwnie, pomysł, akcja i narzędzia służące do napisania historii mrożącej krew w żyłach- rewelacja, ale... ja takich historii nie lubię, podobnie zresztą jak filmów. Przykładem takiej ksiażki jest " Nieodnaleziona "  Jacka Mroza.   

Aktualnie  zaczęłam czytać pożyczoną serię Eleny Ferrante "Genialna przyjaciółka"- bardzo mnie wciągnęła. Patrząc na ilość tomów daje to jakieś 4 tysiące stron - starczy na długo, bo czasu niestety mało...

Serdecznie pozdrawiam wszystkich zaglądających !                            

wtorek, 16 października 2018

BABUNIA

   
                                                                      Znowu minęło wiele czasu od ostatniego wpisu... Nie tylko  jego brak  jest tego powodem. Jakoś odrzuca mnie ostatnio od mediów społecznościowych... Może to minie, a może nie...                                   Mnie i moich bliskich dotknęła ostatnio wielka strata. Odeszła od nas Babunia... W pięknym wieku, bo w grudniu skończyłaby 93 lata. Do końca była sprawna, jeszcze tańczyła na weselu wnuka 24 sierpnia ! A potem powoli zaczęło gasnąć w Niej życie... Stan ten nie trwał długo i dlatego wszyscy mamy nadzieję, że nie cierpiała.                                 Odeszła 16 września. Zostawiła po sobie ogromną pustkę. Smutek i żal, zdumienie: jak to możliwe? Jak to możliwe, że już nigdy nie otworzy mi drzwi swojego mieszkania? Nie przywita tak serdecznie jak tylko Ona umiała? Nie opowie historii że swojego życia, które w ostatnich miesiącach mieszały się Jej ze sobą, bo głowa już nie pracowała tak jak należy....                                                                 Ona była ze mną zawsze. 48 lat. Muszę pogodzić się z myślą, że nigdy już nie ulepimy razem ruskich pierogów, nie zastanę Jej pochyloną nad kolorową bibułą robiącą jeżyki na choinki dla nas wszystkich. Ostatnie lata to było Jej ulubione zajęcie. Nigdy nie zobaczę Jej u mnie w ogrodzie, jak podchodzi do świerków , wdycha ich zapach i kolejny raz opowiada, że takie rosły w Jej Polanach...  Nigdy. Ale zawsze zostanie w moim sercu i pamięci.                                                  Osierociła nie tylko mnie. Pięcioro swoich dzieci, dziewięcioro wnuków,  ośmioro  prawnuków, całą naszą rodzinę.                                                                                                                    ZDJĘCIA BABUNI MOŻNA ZOBACZYĆ TU  Madamowi

niedziela, 15 lipca 2018

Letni tort mojito i moc wspomnień...


Wczoraj spędziłam pięknie dzień : najpierw tworzyłam tort urodzinowy dla przyjaciółki Goszy, potem przemiło spędziłam czas pomagając w przygotowaniach do imprezy i oczywiście w samej imprezie :- ) Nasze babskie spotkania są dla nas bardzo ważne, celebrujemy je i przechowujemy w pamięci... Nie zawsze jest tak, że możemy spotkać się wszystkie. I wczoraj niestety było nas sporo mniej... Liczę, że niedługo nadrobimy zaległości !







Tort mojito pierwszy raz stworzyłam rok temu na swoje imieniny. Ma orzeźwiający miętowo - limonkowy smak i jest świetnym tortem na lato. Pomyślałam, że ani Jubilatka, ani reszta dziewczyn jeszcze takiego nie próbowały :-) I tak powstał...
Posiłkowałam się przepisem STĄD, jednak z pewnymi zmianami. Biszkopt zawsze piekę z przepisu MAMY. Do przełożenia użyłam dżemu agrestowego własnej roboty. Zamiast kupnego likieru miętowego dodałam do ponczu "własnorobną "nalewkę miętową.




Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że obok tortu truskawkowego to najlepszy letni tort biszkoptowy :-)

Piękny chociaż deszczowy, wczorajszy dzień pozostał już tylko wspomnieniem... podobnie jak nasz ( mój i mojego M. ) najdłuższy, bo trzytygodniowy urlop !
Spędziliśmy go w Beskidzie Niskim w urokliwym, spkojnym uzdrowisku Wysowa Zdrój.



Było tam wszystko co sprawia, że cudownie się wypoczywa: klimat, pogoda, dobre zabiegi, smaczne jedzenie, przepiękne okoliczności przyrody, serdeczni ludzie i ... spokój.
Trzy tygodnie marszerowania po górach, zwiedzania przepięknych cerkwi wpisanach na listę UNESCO, poznawanie historii. 






To były piękne dni... Odkrywałam własną utraconą w 1947 roku przez akcję "Wisła " tożsamość. Moja Babcia była łemkinią i pochodziła z tamtych stron. Dotykałam historii, współodczuwałam ból i cierpienie spowodowane nie tylko wysiedleniami, ale fałszywymi oskarżeniami. A najważniejsze dla mnie jest to, że był ze mną i przy mnie mój M. Razem przeszliśmy łemkowskim szlakiem...



Takich wsi opustoszałych, wymarłych jest w Beskim Niskim między Krynicą, a Grybowem  wiele. Piękne jest to, że mówi się o tragedii łemków coraz więcej, że powstał oznakowany, pięknie opowiedziany łemkowski szlak, że w jakiś sposób odnawia się łemkowska kultura. Chociażby przez łemkowską WATRĘ , poprzez oznaczanie nazw miejscowości w dwóch językach: polskim i w cyrylicy. 







Będę tęsknić do tych połonin, bukowych lasów, do widoku cerkiewnych cebulek wyłaniających się wśród drzew, do cicho szemrzących potoków...



 Będę tęsknić do wieczorów kiedy z mapą planowaliśmy kolejną wyprawę, do porannej kawy parzonej przez miłe Panie ze stołówki, a wypijanej na tarasie jadalni z widkokiem na kwitnące lipy...




Już tęsknię... Ale też wspominam parę dni podczas których byli z nami Sister i Szwagier i razem szukaliśmy spichlerza w Polanach, który pozostał na gospodarstwie w którym urodziła się Babcia. I ostatnie dni, kiedy odwiedzili nas Dorka z Robkiem, a my mimo deszczowej pogody przeciągneliśmy ich kilkunastokilometrowym szlakiem! Wierzę też, że tam wrócimy. Mam nadzieję, że na przyszłoroczną Watrę.

Serdecznie pozdrawiam wszystkich zaglądających !

niedziela, 6 maja 2018

Wytrawne muffiny na kolejne urodziny :-)


Kolejne urodziny :-) świętowałam trzy razy ! Raz zorganizowali mi je siostra i mąż na siłowni, potem w pracy i kolejne wczoraj świętowałam z siostrą i przyjaciółkami :-)
Piękne prezenty, cudowne chwile i dzisiejszy  niedzielny chillout  na leżakowym prezencie, z musującym winem, kochanym M. i Mariolką :-) Bosko !
Do szczęścia brakowało mi jedynie obecności Goszy i Betty... Jedną zatrzymała w Krakowie matura córki, drugą życie... Taki LAJF :-( Były z nami duchem:-)

Dzisiaj zaprezentuję pomysł na wegetariańskie, wytrawne muffiny. Zrobić je można tak naprawdę ze wszystkiego co mamy... w lodówce. Ja przygotowałam dwie wersje: ze szpinakiem i drugą z marchwewką. Proporcję wypracowałam sama.

Przepis :

  • dwa jaja
  • sól, pieprz, papryka słodka
  • oregano lub inne zioła
  • kefir
  • 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia, 1/2 łyżeczki sody
  • 1 średnia marchewka starta na grubych oczkach
  • 1/3 szkl. ziaren słonecznika
  • 1/3 szkl. ziaren dyni
  • 2-3 suszone pomidorki
  • 3/4 szklanki oleju 
  • 1 i 1/2 szklanki mąki razowej
Jajka ubijamy z solą i pieprzem , dodajemy proszek i sodę, kefir, słonecznik, dynię , słonecznik ,zioła, potem marchew ( lub osączony szpinak ), olej i na koniec mąkę. Napełniamy do 3/4 wysokości foremki i pieczemy w 170 stopniach około 25 minut do suchego patyczka;





W przygotowaniu menu dzielnie pomagała mi Mama i oczywiście M., który przygotował pasztet ! JA TO MAM SZCZĘŚCIE !!!!






Dostałam mnóstwo prezentów: ogrodowych ,sportowych, kulinarnych...



Miałam dwa torty ! I nie musiałam robić ich sama !!!



Pierwszy bezowy z kremem ajerkoniakowym zrobiła DLA MNIE  na siłownię Córcia  (liderka w tortach bezowych ):-)
Drugi z frużeliną z owoców leśnych i kremem chałwowym Agnieszka - mistrzyni wytwornych tortów, których sama  nie je :-)



Wczorajszy prezent  ( PODWÓJNY LEŻAK ) był moim marzeniem i dzisiejszą niedzielę spędziłam wylegując się :-) pierwszy raz od... bardzo dawna:-) i Do tego w doborowym towarzystwie mojego M.  i kochanej Mariolki.
 NIECH ŻYJĄ URODZINY !!!

A w moim ogrodzie jest tak:












Kochani ślę wiosenne pozdrowienia ! Cieszmy się wiosną :-)

niedziela, 15 kwietnia 2018

Jestem ! Wraz z wiosną w ogrodzie :-)


Jest ! Pojawiła się nagle, bardzo spektakularnie, bez mała od razu zamieniając się w lato :-)
Sprawiła, że urosły nam skrzydła, zachciało się żyć , odnawialność natury daje wiarę w życie- nie tylko to teraźniejsze. Wiosno !!!! Jak dobrze, ze jesteś ...
Dzisiejszy post nie będzie kulinarny, tylko ogrodowo- uczuciowy :-)





Pracy w ogrodzie na przednówku jest  zawsze najwięcej, teraz kiedy Wiosna nadeszła z przytupem to już nie wiadomo w co ręce włożyć... Cudownie jest kiedy ma się pomocników :-) Mój M. naprawdę nie jest fanem ogrodnictwa, tym bardziej doceniam Jego pomoc ! Na Rodziców zawsze mogę liczyć, tyle, tylko, że niestety lat im przybywa, a sił ubywa. .. taka kolej rzeczy... A jednak Wiosna sprawia, że Rodzicom ubywa lat !:-)
Ostatnie dwa tygodnie pięknej pogody były mocno pracowite, ale przecież nie tylko u nas ? Po mega pracowitej sobocie, obie z mamą obiecałyśmy sobie, że dzisiejsza niedziela będzie naprawdę relaksem. Prawie się udało :-) Z rana tylko zrobiłyśmy parę nasadzeń, a potem już tylko lezakowanie, grill i przyjemne popołudnie z gośćmi, którzy odwiedzili nas rowerowo:-)




Wiosna ma tylko jedną wadę - choc dni są dłuższe to mijają o wiele, wiele za szybko.
Kocham Wiosnę za ogrody : nasz ogród, ogród mojej siostry, powstający ogród naszych dzieci, ogrody przyjaciółek, przydomowe ogrody mijane w drodze do pracy:-)
To mój fiś. Każdy ma jakiegoś fisia, ja mam kilka :-) Rodzinia jest moim fisiem, moje wieloletnie przyjaciółki,  książki, a potem ogród i ogród ...




Dlatego też blog i blogosfera zeszły na drugi plan :-) Chociaż bardzo mi jest miło, kiedy dostaję sms-y z pytaniem co co się dzieje? Albo kolega stwierdza, że już nie może patrzeć na mostek cielęcy :-) Bo od ostatniego wpisu minęło już tyle czasu:-)
Fajnie wiedzieć, że choć ten blog tak naprawdę jest pamiętnikiem moim i mojej rodziny ( w pewnym sensie i w pewnych granicach ) to ważny jest też dla innych :-)

Nie mogę nie opowiedzieć o naszych drugich, wspólnych wyjazdowych Świętach. W zeszłym roku spędzaliśmy je w Cieplicach, w odwiedzinach u taty , który był w sanatorium. Niestety ani syn siostry jego dziewczyna, ani nasze dzieci nie wyjechały wtedy z nami :-(
W tym roku było inaczej.
Co roku wyjeżdżamy w Wielką Sobotę do Kazimierza nad Wisłą ( conamniej 20 lat ), świecimy pokarmy, a potem świętujemy wspólnie w restauracji. W tym roku było nas 36 osób. Postanowiliśmy rodzinnie zostać w Kazimierzu na Święta. Choć pogoda się nie popisała i tak był świetnie ! Żałowaliśmy tylko, że siostra M., szwagier i siostrzeniec dojechali dopiero w Wielką Niedzielę. Jednak i tak mogliśmy sporo czasu spędzić razem.





Córcia stwierdziła, że to były najlepsze Święta ! Każdy jednogłośnie zadeklarował chęć powtórzenia takiego wyjazdu w przyszłym roku. To wielka radość, bo patrząc wokoło nie jest to standart, żeby rodzinne Święta cieszyły wszystkich.
Trzymam kciuki, żeby było tak zawsze.




Pozdrawiam wszystkich zaglądających !


niedziela, 4 marca 2018

Faszerowany mostek cielęcy


Zima trwa i nie odpuszcza :-( To raczej wszyscy widzą... U nas od tygodnia trwa choroba, jakas paskudna pochodna grypy... Okropne toto, bo osłabia organizm tak, że ciężko się pozbierać. Siły nie ma na nic. Dzisiaj przy pięknym słonku postanowiliśmy wyjść na spacer - zmęczyliśmy się jak przy wchodzeniu na nie przymierzając jakąś górę...
A tydzień temu jeszcze, w sobotę gościliśmy na imieninach M. rodzinę. Było bardzo wesoło i naprawdę smacznie :-) W roli głównej oprócz solenizanta wystąpiła cielęcina :-) Jako faszerowany mostek cielęcy.



Przepis:


  • odkoszczony mostek cielęcy
  • 1/2 kg ( zmielonej) wołowiny, 1/2 kg biodrówki ( zmielonej )
  • sól, pieprz do smaku
  • natka zielonej pietruszki
  • sznurek masarski
Umyty mostek wkładamy na noc do solanki ( na dwa litry wody, dwie łyżki soli oraz dowolne zioła: czosnek, pieprz, liście, ziele )
Zmielone mięso mieszamy z solą i pieprzem oraz dodajemy jajko oraz tyle bułki tartej, żeby farsz był kleisty. Na koniec mieszamy z posiakaną natką pietruszki . Osuszony mostek rozbijamy tłuczkiem, na całości układamy farsz. Zwijamy nie przejmując się jeśli mielone będzie się wydostawać :-) Zawiązujemy sznurkiem na tyle mocno, żeby powstała  rolada się trzymała. Ja mostek zawinęłam w pergamin i piekłam w naczyniu żaroodpornym ok. 2,5 godziny w tem. 190 stopni. Parę razy podlewałam bulionem.

Ponieważ mostek miał być daniem obiadowym został pokrojony na gorąco - stąd kawałki nie są idealne. Gdyby pozwolić mu ostygnąć byłyby super do chleba:-)


SERDECZNIE POZDRAWIAM WSZYSTKICH ZAGLĄDAJĄCYCH ! ŻYCZĘ ABY WSZYSTKIE WIRUSY OMIJAŁY WAS BOKIEM :-)