niedziela, 16 listopada 2014

Zabajone w wersji malinowej i jeszcze trochę wspomnień:-)

Dość długo nic nie pisałam. Jakoś nie mogę ogarnąć tego listopadowego czasu. Sporo się działo, do historii przeszedł już babski wyjazd do Krakowa na koncert Michaela Buble, aktualnie jesteśmy pod wrażeniem filmu z wesela dzieci i przepięknych zdjęć. Pomału, pewnie jak każdy z Was zaczynam z rodziną planować Święta. Moi rodzice odpoczywają w sanatorium / choć tata twierdzi, że meczą go tymi wszystkimi zabiegami / i są zadowoleni:-) Dzieci remontują dom i nie mogą się już doczekać końca ! Muszę tu dodać, że jest to ogromnie stresujące i wymagajace przedsięwzięcie :-( Szczęście, że mamy dobrego ducha, przyjaciółkę Renatę, która ma w tym względzie wiele doświadczenia :-) 
Wczoraj na wspólne  oglądanie filmu z wesela przygotowałam dla dziewczyn własną wersję zabajone. Podałam je na ciepło, bardzo smakowało.



Przepis:

  • 4 żółtka
  • 6 łyżek cukru
  • 2 szklanki białego wytrawnego wina
  • 1 kieliszek brendy lub innego mocnego alkoholu
  • mrożone maliny  / u mnie szklanka /
Ucieramy żółtka z cukrem na krem, pomału wlewamy wino, stawiamy na ogniu i powoli podrzewamy. Kiedy zabajone jest dostatecznie ciepłe / nie dopuszczamy do wrzenia / , do szklanek wsypujemy maliny i zalewamy  płynem. Pijemy ciepłe.

Można zabajone podawać na zimno, polewając świeże owoce, albo np. lody. Jednak w wietrzny listopadowy wieczór super smakuje na ciepło :-)

Muszę jeszcze powiedzieć parę słów o koncercie. To były piękne dni ! Chciałoby się powiedzieć:-) Do przyjaciółki Betty pojechałyśmy pociągiem w pięć i jedna babka autem z córcią:-) Ponieważ rzadko jeździmy pociągami zabawa była przednia ! Trzy godziny plotkowania i smakowania nalewek :-) Nasze walizki były w bagażniku u koleżanki, więc mogłyśmy od razu spotkać się na rynku. Piękny, słoneczny dzień, cudowne godziny. Potem do Betty, przygotowania i do Areny na koncert. To było prawdziwe widowisko, bawiłyśmy się super. Powrót nastręczył jedynie trochę trudności, bo linie na taksówki były przeciążone i dopiero po długim marszu i znacznym czasie udało się nam dodzwonić do korporacji :-( I jeszcze na drugi dzień spacer przed powrotem do domów...
MICHAEL




zdjęcie skopiowałam ze strony muzykaonet/ M. Stolarska

... stęsknionych mężów i dzieci :-)

Nie udało się nam niestety trafić na dobre jedzenie:-( miejsc w których byłyśmy nie da się polecić. Pocieszała nas na szczęście kuchnia Betty: flaczki i pyszny biogos. W Krakowie nie da się wejśc do dobrej knajpy z marszu, a w sprawdzonych były tłumy / chociaż to był wtorek ! / Ale i tak to były piękne dni !






3 komentarze:

  1. Ale miałaś przeżyć. Gratuluje koncertu i fajowych znajomych, z którymi lubisz spędzać czas.

    OdpowiedzUsuń
  2. Aniu widzę ze się nie nudzisz nic a nic. :) Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  3. Koncertu zazdroszczę:-) A na takie zabajone się wpraszam;-) Kiedyś...;-)

    OdpowiedzUsuń