poniedziałek, 1 lutego 2016

Fasola nie po bretońsku i dłuuugi niedzielny spacer

Mój M. niedzielę ma wolną co drugi tydzień. Dlatego skuszeni piękną sobotnią pogodą postanowiliśmy wybrać się z kijami do naszego Kazimierza nad Wisłą. 
Niedzielny ranek przywitał nas chmurami i wiatrem:-( Prognozy pokazywały 3-5 stopni, mocne podmuchy oraz dużą wilgotność powietrza. Przykro. Była alternatywa, owszem: siedzenie pod kocem i TV. Ewentualnie książka. Potrzeba ruchu zwyciężyła!
Muszę tu podkreślić, że rok temu taka sytuacja byłaby niemożliwa. M. nie dałby się chyba wołami zaciągnąć na 10 km spacer w taką pogodę ! Codzienny fitness od 11 miesięcy zrobił swoje.
 Moja połówka ma kondycję taką, że ja wymiękam. Nasza dieta nie jest jakaś szczególnie odchudzająca: staramy odżywiać się racjonalnie, zdrowo i przede wszystkim regularnie. Dlatego fasolkę po bretońsku zamieniłam na taką:




A mój M. pięknie ją doprawił i podał. Pomysł na suszone pomidory zaczerpnęłam od Wiewióry TUTAJ . 
Przepis: / 3 porcje /

  • szklanka białej fasoli
  • szklanka czerwonej
  • sól, pieprz
  • 1/2 łyżeczka mielonego kminku
  • 1/2 łyżeczki majeranku
  • szczypta chilli
  • suszone pomidory;
  • dwie duże cebule, ząbek czosnku
Fasolę zalewamy wrzątkiem, moczymy przez noc; odcedzamy, zalewamy wodą, solimy i gotujemy do miękkości; pod koniec gotowania dodajemy przyprawy suszone; odcedzamy; na niewielkiej ilości oleju dusimy cebule pokrojone w piórka oraz posiekany czosnek; do lekko zrumienionej cebuli / lekko solimy / dodajemy fasolę oraz kawałki pomidorów; lekko zasmażamy; zajadamy na obiad:-)

Po takim spacerze jaki mieliśmy wczoraj każdemu polecamy solidną porcję białka z odrobiną tłuszczu !
Zapraszam na spacer po okolicach malowniczego Kazimierza nad Wisłą.


                                 Wyszliśmy z Rynku ul. Krakowską i zatrzymaliśmy 
                                 przy Spichlerzu na herbatę - tak było zimno:-)



                                  
                                 Dalej nad Wisłą do wąwozu, który prowadzi na
                                 Albrechtówkę,


                              
                                Gdy skończyliśmy podziwiać okolicę z tarasu widokowego
                                schodzimy do Mięćmierza, wsi, którą upodobali sobie artyści


                                 Dalej maszerujemy przez  Okale


                                 
                                   Już prawie jesteśmy z powrotem: przez wąwóz
                                  i cmentarz na Rynek





A na koniec wyjrzało zza chmur słońce:-) Pozachwycaliśmy się chwilę pustym Rynkiem i poszliśmy mocno już głodni na obiad. Już po zachodzie słońca zmęczeni wracaliśmy 70 km do domu, na szczęście już na czterech kołach:-)

Pozdrawiam wszystkich zaglądających !!!

5 komentarzy:

  1. Jaki spacer, no zazdroszczę, zwłaszcza, ze nigdy tam nie byłam. Fasolka ciekawa, bez mięska, coś nowego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale fajny ten przepis ;)

    Piękna sprawa taki spacer, super krajobrazy !

    :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Biedni ludzie jacy zmęczeni, podpierają się nie jednym ale dwoma kijkami :( Pozdrawiam serdecznie :)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Tego spaceru to zazdroszczę - bardzo... jeszcze w takich malowniczych okolicach i w takim spokojnym miejscu, jakim jest Kazimierz.
    Ciekawy przepis, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cieszę się, że zrobiłaś fasolkę z pomidorkami :) piękny spacer bo i okolice wspaniałe! pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń